Oto rozdział 2! Powiedzmy sobie szczerze... tworzyłam gorsze twory, ale i ten nie należy do najlepszych ;p
Miłego czytania życzę! ;33
PS: Bety nadal brak, a ja jak to ja... Polski nie należy do moich mocnych stron xd
----------------------------------------------------------
Przyśpieszony oddech i lepki pot spływający jej po skórze- to właśnie z tymi syndromami obudziła się o świcie. Od dnia śmierci rodziców codziennie jej się to zdarzało. Codziennie rankiem widziała tą samą scenę, równocześnie utrwalając ją sobie w pamięci. Próbowała różnorodnych eliksirów nasennych, nawet posunęła się do tego by skorzystać z mugolskich tabletek, niestety na marne... Nic nie działało. Koszmary i tak wracały, czasem nawet ze zdwojoną siłą. Już powoli się poddawała. Nie raz w jej umyśle kłębiła się myśl o samobójstwie. Niestety nie miała wystarczająco dużo odwagi by to zrobić. Była za słaba... Zawsze gdy próbowała podciąć sobie żyły, rezygnowała. Tłumaczyła siebie tym, że to kara, którą musi wycierpieć do końca. Ale kiedy ten koniec? Miała nadzieje, że nadejdzie szybko, ponieważ już nie wytrzymywała psychicznie.
Wstała leniwym ruchem z łóżka i podążyła zmęczona do łazienki. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Szara, jeszcze niedawno brzoskwiniowa cera biła blaskiem zmęczenia i obojętności. Oczy, jeszcze tak niedawno wesołe, koloru bursztynowego, pociemniały i straciły swoje iskierki wesołości przypominając teraz normalne brązowe oczy- oczy bez wyrazu. Wielkie, sine wory umieszczone pod oczami dodawał jej lat. Westchnęła. Kiedyś nie należała do piękności, ale teraz? Wyglądała jak straszydło. Przez wakacje schudła 25 kg i teraz wygląda wręcz jak anorektyczka. Przemyła szybko twarz, umyła zęby i wyszła z łazienki. Od razu skierowała się w stronę szafy. Wyjęła z niej długi, beżowy sweter i wytarte dżinsy. Gotowa do wyjścia spojrzała na zegar umieszczony nad komodą. 5:25. Oby mnie tylko Filch nie złapał.
Otrzeźwiający podmuch wiatru od razu zaatakował jej twarz gdy stanęła na Hogwardzkich błonach. Świerze powietrze i uspokajający szum drzew to było to czego było jej potrzeba.
Wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Z zadowoleniem oglądała się we wszystkie strony. Hogwart, jej dom. Westchnęła. Nagle zatrzymała się. Jej wzrok przykuł duży pomnik znajdujący się nieopodal niej. Ledwo go było widać przez drzewa znajdujące się wokół niego. Niepewnym krokiem podeszła do niego. Miał kształt serca, z koroną na samej górze. Był koloru czystego błękitu. Wytężyła wzrok, by przeczytać to co było na nim napisane.
Bohaterowie o których nigdy nie zapomnimy.
Lily Potter
James Potter
Albus Dumbledore
Filius Flitwick
Syriusz Black
Brown Lavender
Chang Cho
Creevey Colin
Creevey Denis
Doge Elfias
Finch- Fletchley Justyn
Flitwick Filius
Hooch Rolanda
Johnson Angelina
Jordan Lee
Longbottom Neville
Macmillan Ernie
Maxime Olimpia
Patil Padma
...
Było jeszcze wiele znanych jej nazwisk, ludzi których kochała, lecz dwa wyryte prawie na samym końcu, sprawiły że łzy wypłynęły z jej oczu.
Jane Granger
Henry Granger
Ogarnęła ją słabość. Usiadła przed pomnikiem i ukryła twarz w dłoniach szlochając cicho. To prawda. Jej rodzice byli prawdziwymi bohaterami. Nie mogła tylko znieść myśli, że tak szybko ją opuścili.
Wypłakując się nawet nie zauważyła jak długo tam siedziała. Była pogrążona w rozpaczy, mimo tego że już wiele razy płakała z tego samego powodu.
Usłyszała za sobą trzask gałęzi. Szybko wytarła mokre oczy i z ręką trzymającą mocno różdżkę odwróciła się powoli. Koło jednego z drzew stała postać odziana w czarne szaty. Wytężyła jeszcze lekko mokrawy wzrok. Profesor Snape! Szybko wstała z ziemi i otrzepała się od piachu.
- Dzień dobry profesorze Snape.- Powiedziała zachrypniętym i jeszcze mokrym od płaczu głosem.
Skarciła się w sobie. Nie chciała by widział ją w chwili słabości, ale już nic na to nie mogła poradzić. Stało się. Bała spojrzeć się w jego twarz. Nie chciała widzieć na jego twarzy tak charakterystycznego dla niego uśmieszku jakim zawsze obdarzał uczniów gdy był rozbawiony.
- Dzień dobry panno Granger...- Spojrzał uważnie na jej spuchnięte oczy.
Postanowił tego nie komentować.
- Czemu pani jest tutaj? Powinna się pani szykować na obiad.
Spojrzała na niego w szoku. Jak długo tu siedziała? Spuściła głowę.
- Przepraszam... Zasiedziałam się.- Spoglądając na profesora i widząc jego obserwujący wzrok, szybko dodała.- To ja już pójdę... Do widzenia.
Szybkim krokiem opuściła miejsce, zostawiając Snape samego.
Severus stał w tym samym miejscu do czasu, aż dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia. Następnie powolnym krokiem ruszył w stronę pomnika, zastanawiając się co też się stało tej Gryfonce. Stojąc przed kamienną taflą z uwagą przyglądał się nazwiskom. Wiedział, że dużo ludzi poświęciło życie w walce o Hogwart, ale nie sądził by Gryfonka nadal rozpaczała nad nimi wszystkimi. Wojna, to wojna, nie obejdzie się bez ofiar. Gdy wzrokiem napotkał nazwiska Granger, zrozumiał.
Wiedział co się działo z jej rodzicami, był tam przez cały czas. Widział jak Voldemort metodą psychiczną wydobywał z niej informacje o Potterze. Zrobiło mu się jej żal. Tak młoda dziewczyna, a tyle już zdążyła przeżyć.
Zerknął jeszcze raz na pomnik, po czym odszedł szybkim krokiem w stronę zamku.
Wchodząc do zamku od razu poczuła przyjemny chłód. Już nieco spokojniejszym krokiem ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby ogarnąć trochę swój wygląd. Miała tylko cichą nadzieje, że po łzach nie pozostało ani śladu. Opuściła głowę przyglądając się kamiennej posadzce. Zastanawiała się co by było, gdyby dzisiaj nie było soboty, tylko taki na przykład wtorek. Opuściłaby pierwsze w tym roku zajęcia, bo nie dała rady i pozwoliła swoim żalom wydostać się na powierzchnie. A nie po to tutaj przybyła. Jej rodzice zawsze byli z niej dumni, że tak dobrze się uczy i właśnie to dla nich chcę w tym roku być najlepsza. Chcę się poczuć choć raz tak jak dawniej.
Zamyśliła się tak bardzo, że nawet nie spostrzegła idącego znad przeciwka nauczyciela i mocno w niego uderzyła.
- Przepraszam.- To słowo nie zawierało jakichkolwiek uczuć.
Było bezbarwne, można by rzec, że nawet obojętne. Spojrzała na osobę, w którą uderzyła. Był to przystojny mężczyzna o blond włosach i wesołych, niebieskich oczach. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na ton który użyła.
- Nic się nie stało, niech się pani nie martwi panno...
- Granger...- Dodała i szybko go ominęła.
Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a już na pewno nie przyjaźnie.
Weszła do Wielkiej Sali i od razu skierowała swoje kroki na jej aktualne miejsce przy stole Gryfindoru. Nie zjadła dużo, skubnęła tylko dwa ziemniaki i łyżkę sałatki. Zauważyła także, że mężczyzna na którego wpadała zasiadł na krześle obok profesora Snape. Kątem oka spoglądała na niego i spostrzegła, że razem z profesorem Snape dyskutują, jednocześnie nie zbyt dyskretnie patrząc się w jej stronę. Prychnęła pod nosem by następnie wyjść z Sali. Zamierzała wrócić jeszcze dzisiejszego wieczoru do kamiennego pomnika. Było to jedyne miejsce w którym mogła spokojnie pomyśleć i chociaż przez chwile wyobrażać sobie, że ci którzy zginęli w bitwie są blisko niej.
Późnym wieczorem Gryfonka wymknęła się niezauważalnie z zamku. Nie obchodziło jej w tej chwili czy znajdzie ją Filch, McGonagall, Snape czy nawet jeden z nowych nauczycieli. Chciała tylko spokoju, które dać jej może te jedno miejsce.
Usiadła w tym samym miejscu co wcześniej. Mimo, że słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a drzewa będące obok pomnika je zasłaniało, to i tak można było spokojnie przeczytać każde nazwisko. Litery wydawały się lśnić białym brokatem, a tafla na której one były, gdzieniegdzie i co jakiś czas, błyskała lekko.
Objęła rękoma uda i wtuliła się twarzą w kolana. Przymknęła oczy delektując się ciszą będącą wokoło niej. Szum drzew uspokajał ją. Słyszała także niewyraźny szept niosący przez wiatr. Kochamy Cię... Kochamy Cię... Szept przeistaczał się w coraz to głośniejsze głosy. Głosy jej rodziców. Otworzyła gwałtownie oczy odwracając się wokół i rozglądając. Cicha nadzieja mignęła w jej sercu. Niestety nigdzie nikogo nie było, a głosy ustały. Westchnęła zrezygnowana.
- Wariuję.. Słyszę głosy. Powinnam się leczyć.- Prychnęła by następnie powrócić do poprzedniej pozycji.
Kolejne szepty, mieszające się z szumem drzew. To nie Twoja wina... To nie Twoja wina... Tym razem mówiło to kilkadziesiąt głosów. Głosy jej przyjaciół i bliskich.
To było kojące. Słuchając pocieszających głosów i myślami wyobrażając sobie, że ci wszyscy ludzie są teraz razem z nią. Że siedzą koło niej. Wreszcie od czasów bitwy czuła się odprężona i spokojna. To miejsce było dla niej oazom, którą przez te dwa miesiące starała się znaleźć.
25 kilo?!O matko boska nie chcę nawet myśleć jak Hermiona musi teraz wyglądać xd. Na poważnie tak to strasznie mi jej szkoda. Widać, że załamana i samotna. Mam nadzieję, że za jakiś czas ropocznie się romansik, na który czekam z niecierpliwością... ;)
OdpowiedzUsuńNo i kimże jest ten mężczyznaaa??
Pozdrawiaam i czekam :*
[malfoy-issue]
Romans, romans! <33 ^.^
UsuńNie wiem kiedy, ale wiem, że na pewno będzie :p
Mężczyzna? No nie wiem.. xd Jeśli powiem Ci, że jest on nauczycielem, to wystarczyłaby Ci ta informacja? :D
Ah zdecydowanie nie xd
UsuńTeż miałam taką reakcję na te 25 kilo :D musiała wyglądać jak kosciotrup, chociaż w sumie tyle przeszła.. zastanawiaja mnie te głosy, czy to coś istotnego, czy ma po prostu omamy... no i prawie sie poplakalam jak Snape był przy tym pomniku, w końcu zawitalo u niego współczucie! :) to było takie piękne *_* i też jestem ciekawa kim jest ten mężczyzna! weny :*
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej się wszystko rozkręca, coraz lepiej, grr ^^
OdpowiedzUsuńSeverus nie okazał swej okrutnej, drwiącej strony, bardzo dobrze ;>
Chyba wszyscy jak widzę powyżej są ciekawi kim jest niebieskooki blondyn? Ja również dołączam do tego grona. Mam nadzieję, że będzie miał jakiś większy udział w tym opowiadaniu.
Hermiona słyszy głosy? Ciekawe czy są wywołane przed jej podświadomość, czy rzeczywiście ma jakiś dar/powiązanie z drugą stroną.
Weny życzę! :>
PS Mogłabyś wyłączyć opcję weryfikacji obrazkowej? Upierdliwe to jest. ^^
A więc Severus ma jednak jakieś ludzkie odczucia. Taką wersję jego postaci też lubię no.. jak stał przed tym pomnikiem.. hm.. to było takie w pewnym sensie wzruszające i smutne, a zarazem piękne. No ale koniec smutków... Hermiona bardzo dużo przeszła, jak na kobietę w tak młodym wieku. Wcale się nie dziwię, że unika kontaktów z innymi i chce jak najwięcej czasu spędzać przed pomnikiem, na którym przecież są imiona jej rodziców, którzy poświęcili życie. Bardzo ładny rozdział, naprawdę. Weny i następnego rozdziału w szybkim tempie życzę :-)
OdpowiedzUsuńBiedna Hermi...Szkoda mi się jej zrobiło...Tyle już przeszła, a znając życie, jeszcze nie jeden raz będzie się borykać z innymi problemami :_:
OdpowiedzUsuń20...25kilo.?! O kur...Tylko tyle umiem powiedzieć...Po prostu brak słów O.O
Mmmm i kim dokładniej jest nasz nowy blondyn o niebieskich oczach.? ^.^
Jestem, też ciekawa o co chodzi z tymi głosami, jakie słyszała Hermi...
Także czekam z niecierpliwością na nn ;d
Weny.!
Pozdrawiam : To$ka
Hej, Alexa!
OdpowiedzUsuńWłaśnie zapoznałam się z Twoim drugim dzieckiem i już mi się podoba! Hmm nie wiem, co tu konstruktywnego napisać po tych dwóch rozdziałach, ale powiem, że jest dobrze i oby tak dalej!
No... a teraz w końcu powinnam pójść na Twojego pierwszego bloga, na który miałam nadrobić zaległości, ale neta mi odłączyli ;p
Trzymaj się ciepło,
Liz ;>
Szkoda mi Hermiony ;/
OdpowiedzUsuńTak dziewczyna cierpi.
Bardzo mi się podobał ten rozdział.
Pozdrawiam
zauważyłam niespójność - w pierwszym rozdziale Hagrid przyprowadza pierwszorocznych, a teraz nie żyje :/ ale mimo to czytam dalej ;)
OdpowiedzUsuń